Geoblog.pl    obuszki    Podróże    Turcja 2004    Figowy deszczyk i lekki dreszczyk
Zwiń mapę
2004
09
sie

Figowy deszczyk i lekki dreszczyk

 
Turcja
Turcja, Pamukkale
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2293 km
 
No to dotarliśmy do Pamukkale. Śmieszne miasteczko – przed nim wyrosła (a raczej odwrotnie) ogromna biała jak śnieg skała, która powstaje dzięki źródełku bardzo zmineralizowanej, ciepłej wody, które w tym miejscu wypływa na powierzchnię. Woda, wypływając, schładza się i wytrąca się biały osad, który przez lata utworzył ogromną białą skałę. Dzięki temu źródełku prawie każdy w tej małej mieścinie ma basen, bo woda płynie i płynie, ma właściwości lecznicze i w ogóle jest przyjemnie:)

My rozbiliśmy się na zwykłym polu namiotowym (w stylu „za domem mam trawnik, możecie się tam rozbić”), które ktoś zrobił sobie w ogrodzie (oczywiście z basenem). Nasz namiot stał pod drzewkiem figowym, którego owoce były już tak dojrzałe, że same spadały na trawnik i nasz namiot (słychać było czasem ostre „plask”, bo były bardzo soczyste) – to była wyżerka! Zakochaliśmy się w figach do tego stopnia, że wdrapałem się na drzewko i pomagałem im spadać:) Problemem było tylko to, że te najdojrzalsze po upadku nie nadawały się już do jedzenia, bo cały pyszny środek był już w piasku:(

O polu namiotowym to powiem jeszcze tylko, że nie byliśmy na nim sami – obok rozbiła się para Francuzów ok. 40ki, która w nocy zaczęła się tak głośno kłócić, że musiałem ich poprosić o ciszę (a ja taki spokojny chłopak przecież…).

No ale wróćmy do białej skały i Pamukkale. Uroki źródełka docenili już Grecy, którzy założyli na szczycie miasto Hierapolis – jego ruiny można zwiedzać do dziś, w szczególności bardzo dobrze zachowany amfiteatr. Na szczycie jest też super extra wypasiony hotel, gdzie można drogo zjeść i wykąpać się w malowniczym basenie, w którym są zatopione niby części antycznych kolumn greckich i ruin budynków, więc wygląda ładnie, ale na kąpiel stać jedynie Rosjan, którzy w owym czasie szastali tam petro-rublami.

Z daleka zwiedzanie Pamukkale wygląda tak: podjeżdża autokar – wysiadają turyści i idą ścieżką w poprzek skały, aż na sam szczyt – potem jest zwiedzanie ruin i wizyta w hotelu…

Zaczęliśmy tak jak wszyscy iść tą ścieżką w górę, pomoczyliśmy się trochę, co było bardzo przyjemne przy ponad 30to stopniowym upale, ale jak to tak – po prostu przejść i tyle, co to za atrakcja??? Czytaliśmy w relacjach na forach, że niektórzy się kąpali w mini basenikach skalnych, które tam powstają naturalnie i tworzą piękne kaskady… Hmm… Człapaliśmy się na samą górę – widzimy, że wszystkie grupy wycieczkowe idą w lewo do ruin/hotelu – no więc postanowiliśmy się rozejrzeć i poszliśmy w prawo, gdzie wydawało się, że majaczy wielkie „nieciekawego”.
Poszedłem najpierw sam, minąłem taras widokowy, poszedłem jeszcze kawałek, tak że straciłem z oczu wszystkich zwiedzających – no i szok!!! Cisza, spokój, pełno bielutkich baseników – a w pobliżu tylko dwie osoby: młody Japończyk i ktoś miejscowy (kto pewnie jak zwykle po obiedzie wdrapał się tu żeby się po prostu w spokoju pomoczyć:)).

Pędzę do Ewy (tzn. idę powoli tak dla niepoznaki, ale z całych sił pędzę i pędzę!!!) i tak jakby nigdy nic (żeby nie zrobić tłumu) idziemy razem powrotem w to magiczne miejsce:) Nie mieliśmy strojów kąpielowych (bo oczywiście wszystkie przewodniki w tym czasie trąbiły, że kąpiel w Pamukkale jest niemożliwa…), więc po prostu w bieliźnie wpakowaliśmy się do „naszego” basenu – i S-I-E-L-A-N-K-A!!! Zachodzące słońce, piękny widok, bezludzie i moczenie w basenie ile dusza zapragnie:)

Jak teraz myślę, to był to chyba najmilej spędzony dzień w Turcji…

Woda w basenikach była mętna od wytrącającego się osadu (który podobno ma właściwości lecznicze i warto się tym wysmarować jak błotkiem, a później spłukać – tam wymyślili SPA???), ale bardzo przyjemna i orzeźwiająca. Obok zaś, była swego rodzaju naturalna rynna, w której płynęła ciepła woda prosto z wnętrza ziemi – położyłem się w tej rynnie, a woda z dużą prędkością całego mnie obmywała. Super!

Doczekaliśmy tak do zachodu słońca - w towarzystwie Japończyka, który, jak się okazało, był w podróży juz 4 miesiąc i niestety nie kojarzył za bardzo, co to właściwie ta Polska, a jak słońce znikało już prawie za widnokręgiem, pognał na złamanie karku po skale w dół, bo musiał zdążyć na ostatni autokar.

My natomiast poszliśmy na „figową” kolację pod namiot:)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
obuszki

Łukasz
zwiedzili 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 26 wpisów26 0 komentarzy0 155 zdjęć155 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
29.07.2004 - 26.08.2004