Docieramy do Dogubayazit – jest to ostatnie większe miasto przed granicą z Iranem, baza wypadowa na górę Ararat (tam na szczycie, podobno, po potopie osiadła arka Noego) i do pałacu Ishak Pasa Sarayi, który zamierzaliśmy zwiedzić. Kierujemy się do upatrzonego hotelu i wtedy szok – mamy zniżkę, bo dzwonił Mehmet i nas zapowiedział… Miłe zaskoczenie i trochę jakoś nam się głupio zrobiło, że się z nim na koniec posprzeczaliśmy.
Na zwiedzanie pałacu przeznaczamy kolejny dzień, a tymczasem idziemy na miasto coś zjeść. Trafiamy do knajpki, gdzie właściciel sadza nas przy samym oknie, żebyśmy przyciągali innych turystów (choć nie było ich tam za wielu) i zwracali uwagę miejscowych:) Jemy tam pyszne pasty z bakłażana i szpinaku – mięsa już staramy się nie ruszać;)
Po powrocie do hotelu zagaduje nas recepcjonista – młody chłopaczek, który zaczyna mi się zwierzać, że zakochał się w pięknej dziewczynie (turystce) i chciałby, żebym mu pomógł napisać list miłosny po angielsku:) Ale czad! Siadamy przy stoliku z kartką papieru i on zaczyna próbować wyrazić swoje uczucia zupełnie bez jakiegokolwiek skrępowania:) Takie chwile są bezcenne;) Jak tylko mogę staram się to jakoś zgrabnie ubrać w słowa i wreszcie powstaje ostateczna wersja. Żegnamy się i ja idę spać, a jemu życzę powodzenia:)
Następnego dnia wynajmujemy taksówkarza, który ma nas zawieźć do pałacu Ishak Pasa Sarayi. Gość wydaje się nie być zbyt cierpliwy – gdy proszę go żeby się zatrzymał jeszcze w połowie drogi, żebym mógł zrobić fotę górze Ararat, marudzi ale w końcu jakoś to wszystko znosi. Sam pałac jest dość kosmiczny – położony dość wysoko w górach, z jego okien rozciąga się piękny widok na całą okolicę (cały czas czujemy się jak w górach;)), mało ludzi – czyli wszystko to co tygryski lubią najbardziej:)
// Z księgi gości obuch.tk (2004-08-21): hej! troche sıe spıeszymy bo za 20 mın autobus, wıec szybko: jestesmy w Vanıe nad jezıorem Van :] rozladowaly nam sıe komory wıec nıe wıemy jak bedzıe z kontaktem z rodzınka. juz dzıs wıeczorem spadamy chyba do Stambulu ı stamtad juz do Polskı. trasa taka sama jak wczesnıej wıec przez 3-4 dnı nıe bedzıemy sıe odzywac, ok srody powınnısmy byc w domu. pozdrowıenıa dla wszystkıch! //
// Z księgi gości obuch.tk (2004-08-21): wpadnijcie na etiudy rewolucyjnej jak bedziecie w wawie ??? -- jurek //
Przyjechaliśmy do Vanu i zaokrętowaliśmy się na autokar do Stambułu (miał być bezpośredni, ale trochę nas oszukali i w rezultacie mieliśmy jakieś opóźnienie i przesiadkę). Szkoda, że musieliśmy już wracać, ale ja miałem wyjeżdżać do Budapesztu, więc terminy goniły – podobało nam się tutaj tak bardzo, że nawet pytaliśmy jak tu się dostać na chwilę do Iranu, ale wiza kosztowała wtedy 100 dolarów, więc cena i brak czasu skutecznie wybiły nam to z głowy. Żałowaliśmy też, że nie starczyło nam czasu na pobliskie miasto Ani, które leży na granicy z Armenią i zwiedza się je z eskortą żołnierzy (wiadomo, Turcja i Armenia, nie są w zbyt przyjaznych stosunkach), a jest podobno perełką. No nic następnym razem…